Ni ma jak… Baczewski
Zakochałem się. Ten kraj mnie urzeka, dziewczęta uwodzą a kuchnia kusi. Nie mogłem sobie zatem odmówić przy kolejnej wizycie we Lwowie odwiedzin w jednej z najlepszych restauracji w tej części Europy – U Baczewskich przy Szerokiej. Polecają ją wszyscy – i miejscowi i przewodniki turystyczne – a ja składam głęboki pokłon przodkom, którzy markę wymyślili i obecnym właścicielom, którzy ją przepięknie pielęgnują.
Już od wejścia miejsce różni się od typowych restauracji. Aby usiąść przy stoliku, należy przejść przez sklep, w którym głównym asortymentem jest kilka gatunków wódki Baczewski oraz kilkadziesiąt (!) rodzajów nalewek leżakujących w ogromnych karafkach. Ceny nie są wygórowane, można wybierać spośród najwymyślniejszych kształtów butelek i najróżniejszych zestawów napitków. Zdecydowanie polecam rozpoczęcie wizyty od zakupów, bo po odwiedzinach w restauracji może po prostu zabraknąć sił 😉
Lokal jest kilkupoziomowy. Można zacząć od przedwojennych piwnic i doskonale zaopatrzonego baru ze świetnymi drinkami na bazie Baczewskiego (podawanych w oparach suchego lodu) albo zasiąść w głównej sali, w której prócz fortepianu i klatek z papugami u pułapu znajdziemy bardzo nietypowy żyrandol. Można też udać się na pierwsze piętro, gdzie czeka wspaniałe patio, wprost idealne na letnie wieczory.
Cóż zatem spotka nas za drzwiami restauracji? Ano przekonajmy się wspólnie. Choć na potrzeby niniejszego artykułu zaznaczam, że jedynie liznąłem tutejszej kuchni i nawet w kilka wieczorów nie da się przejeść wszystkich pyszności z karty, to jednak nic straconego – tutaj się wraca. Choćby dla widoku sympatycznego pana Oleha, serwującego dania w niespotykany nigdzie sposób.
Albo dla takich zdradliwych miniaturowych buteleczek z kilkoma rodzajami trunków rodziny Baczewskich, których ceny nie przekraczają sześciu złotych.
Ja zamiast dań głównych polecam nieprzeliczoną liczbę przekąsek. Na początek – zestaw sznytek na pachnącym, ciemnym wypiekanym na miejscu chlebie (od 2 złotych za sztukę).
Do tego idealnie pasują znakomite wędliny na półmisku (wśród nich oczywiście przysmak w postaci słoniny, czyli sało) garnirowane kawiorem.
Nie sposób odmówić sobie także typowego ukraińskiego śledzia z ziemniakami, podanego w wydrążonej butelce Baczewskiego.
Oczywistością będą również „kiełbaski pana Michała” o obłędnych smakach podane ze świetną konfiturą. Niebo w gębie. Dla odmiany można je popić lokalną wódką Kumpel, równie smaczną co Baczewski, a której 50 gram kosztuje zaledwie 2 złote. Ja próbowałem pieprzówki, chrzanówki i… wielu innych. Ceny przekąsek natomiast nie przekraczają 20 złotych.
Gdyby jednak po przekąskach zostało Wam jeszcze miejsce to czeka ogromna karta dań głównych. A w niej kolejna niespodzianka. Po takiej restauracji nie spodziewałbym się raczej sztandarowych dań street foodowych. Tymczasem jednym z najfajniejszych okazuje się być Lemburger, czyli hamburger po lwowsku serwowany pomiędzy dwoma plackami ziemniaczanymi (cena 11 złotych).
Uwierzcie na słowo. Baczewscy to jedna z najlepszych restauracji, w której ostatnio jadłem. Od polskich różni ją wszystko – smak, detale, pomysły na dania, obsługa, sposób powiadamiania kelnerów. A nawet toalety, w których na gości czekają prawdziwe ręczniki…
A na tych bardziej zmęczonych ucztowaniem… mała podpórka pod głowę 🙂
Czy o czymś zapomniałem w tej krótkiej recenzji? No, oczywiście. O legendarnych lwowskich śniadaniach Baczewskiego, gromadzących tłumnie zarówno mieszkańców miasta jak i licznych turystów. W cenie 14 złotych codziennie do 10:30 można zjeść do woli, o ile oczywiście znajdzie się dla Was miejsce, co w weekendy bywa bardzo problematyczne. Atrakcją śniadania jest ogromny wybór przeróżnych dań zimnych, gorących, słodyczy, napojów…
a także live cooking przy użyciu przedwojennego pieca…
I oczywiście (na deser) obowiązkowy kieliszek (albo więcej, jeśli przypadniecie do gustu oficjantom) zimnego Baczewskiego!
Do zobaczenia! I pamiętajcie, Lwów leży tylko 80 kilometrów od polskiej granicy.
Restauracja Baczewskich
Lwów, ulica Szeroka 8
tel. +380 98 22 44444